niedziela, 8 marca 2009

Dojrzewające Pomarańcze

Na samym początku drogi czytelniku chciałbym ciebie przestrzec, iż jeśli twój żołądek nie należy do najodporniejszych na wszelkiego rodzaju obrzydlistwa i plugastwa, to lepiej zrezygnuj z dalszego czytania tego postu i od razu przejdź do kolejnego.

Nie od dzisiaj wiadomo, że "co kraj to obyczaj". Jak świat długi i szeroki, w różnych jego częściach odnajdziemy kompletnie odmienne podejście do życia, diametralnie różne systemy wartości oraz moralność we wszystkich możliwych kolorach i odcieniach, często tak daleko odbiegającą od naszej, iż określaną mianem braku moralności. Bez zbędnej teoretyzacji i przeciągania wstępu opowiem wam o tym, jak to nie zawsze możliwe jest odnalezienie płaszczyzny porozumienia pomiędzy dwiema odmiennymi kulturami i jaka jest geneza postaw takich jak brak tolerancji, niechęć, uprzedzenie i rasizm.

Kilka tygodni temu SiT, organizacja zajmująca się prowadzeniem akademików, zdecydowała się zamienić całą klatkę schodową, na której miałem pokój, na "family apartment" i poprosiła wszystkich dotychczasowych mieszkańców o przeprowadzenie się do innych pokojów. Jak nie ciężko sobie wyobrazić, nikt szczególnie nie był z tego powodu zadowolony. Np mój bardzo sympatyczny współlokator, Norweg Frodo skwitował to krótko i dosadnie "bastards". Przez chwilę nawet miałem ochotę wrzucić tutaj jego zdjęcie, ale zważając na dalszą treść wstrzymam się z tym do kolejnego postu.

Nikt nie lubi takich sytuacji, ale niemalże każdą sytuację kłopotliwą, z odrobiną zręczności, można wykorzystać. Pomyślałem sobie, że w takim razie będę mógł się wreszcie przeprowadzić do jednego segmentu razem z Agnieszką, w trochę tańszym, położonym znacznie bliżej centrum akademiku. Negocjacje z SiTem przebiegły pozytywnie i już następnego dnia po podpisaniu kontraktu odebraliśmy klucze do nowego mieszkania.

Okazało się, że nasze pokoje będę na parterze. Szybko przemierzyliśmy klatkę schodową wprost kierując się do naszego nowego mieszkania i już miałem wkładać klucz do zamka, gdy nagle w moje nozdrza brutalnie wcisnął się niepożądany gość - świdrujący nos odór. Chwila zawahania, ale bardzo krótka, w końcu nie przyszedłem tutaj na wąchanie klatki schodowej, tylko żeby się przeprowadzić. Błyskawicznie przekręciłem klucz i znalazłem się w głównym pomieszczeniu, kuchni i salonie w jednym. W pierwszej chwili uderzyło mnie "tropikalne" powietrze - ciężkie, wilgotne, w większości pozbawione tlenu i zmieszane z jakiś dziwnym, niezbyt przyjemnym pachnidłem, które nieumiejętnie próbowało zamaskować unoszący się fetor. Szybko skoczyłem do okna i otwarłem je najszerzej jak to tylko było możliwe. W końcu ludzie są różni i niektórzy czasami zapominają o otwieraniu okna. Ludzkie zmysły mają zadziwiające zdolności adaptacyjne, przez co siedząc przez dłuższy czas w nieświeżym powietrzu można się częściowo przyzwyczaić do zapachu. Nasze prywatne pokoje dla odmiany były już całkiem schludne. Szybko wstawiliśmy pierwszą partię bagaży i wyszliśmy, żeby przez pół miasta przewieźć resztę.

Po kilku godzinach przyjechaliśmy tam ponownie z resztą naszych rzeczy. Po otwarciu drzwi zauważyłem, że odór zdążył już doskonale zregenerować swoją siłę, dodatkowo uzupełniając ją o nowe, trudne do zidentyfikowania składowe smrodu. Tego było już za dużo. Ewidentnie zapach ten nie nastrajał pozytywnie nawet do przebywania w głównym pomieszczeniu, nie wspominając już o gotowaniu i jedzeniu. W pierwszej kolejności zajrzałem pod zlew i zgodnie z moimi przypuszczeniami okazało się, że mieszkająca tu osoba nie fatyguje się zbyt często wynosić śmieci. W międzyczasie zdążyłem się zorientować, że w pokoju panuje niezła rupieciarnia. Różne dziwne przedmioty i meble nawet nie próbowały udawać kompletu, a ich pochodzenie nie wzbudzało wątpliwości, iż ktoś musiał je naznosić ze śmietnika. Dopominający się swojego pęcherz przypomniał, że jeszcze nie widziałem łazienki. Pośpiesznie wszedłem i jak poparzony wyskoczyłem niemiłosiernie okaleczony widokiem pokaźnej hodowli grzybów na ścianie, fetoru pleśni i muszli klozetowej, która niezliczoną ilość razy musiała być doszczętnie obrzygana tudzież obesrana, zupełnie jakby lokator miał "problemy z trafieniem". Widok i woń były tak niesłychanie odrzucające, iż po raz pierwszy w życiu myślałem, że z obrzydzenia zwrócę wszystko co dzisiaj zdążyłem zjeść, a może i nawet kolację z poprzedniego dnia. Od tej chwili uczucie to, nie opuszczało mnie ani na chwilę. Nawet teraz, gdy to piszę i przypominam sobie szczegóły mam ochotę zwymiotować na laptopa. Kolejnym i ostatnim miejscem, do którego nie zdążyłem zajrzeć były dwie lodówki. W pierwszej nie znalazłem niczego, ale panujący wewnątrz odór natychmiastowo pobudził moją wyobraźnię co do uprzedniej zawartości i ukłuł mój żołądek boleśnie. Coraz bardziej przerażony, wolnym, niby opanowanym ruchem otwarłem zamrażarkę drugiej lodówki i prawie się przewróciłem z obrzydzenia. Wewnątrz znajdowało się nieprawdopodobnie cuchnące zgniłe mięso. Opanowując wstręt otwarłem lodówkę i ponownie ledwie powstrzymałem się od zwymiotowania. Praktycznie cała zawartość lodówki była w najlepszym wypadku w początkowym stanie rozkładu i gnicia. Na drugiej półce stały brązowe pomarańcze. Z trudnym do opisania obrzydzeniem zatrzasnąłem lodówkę, czemu towarzyszyło przybycie nieznanego współlokatora. Przywitał się z nami i opowiedział, że jest z Filipin, po czym bez jakiegokolwiek zażenowania otworzył lodówkę, wyjął nadgnitą parówkę, leżącą obok pomarańczy i zabrał się do gotowania. Dopiero wtedy zauważyłem, że sprzęt kuchenny jest adekwatnie zasyfiony. Żeby lekko zdystansować się, pomyślałem "co kraj to obyczaj". Jego pomarańcze są dojrzewające, to my jemy niedojrzałe.
Czym prędzej opuściliśmy z Agnieszką mieszkanie w przerażeniu, że zaraz oblecą nas wszelkie plugastwa, jakie ziemia nosi.

SiT nawet sobie nie zdaje sprawy jakiego potwora trzyma u siebie. Czy ktoś mi jeszcze powie, że wszystkim kulturom należy się jednakowa tolerancja? Może rasistą nie zostanę, bo próbuję na tyle obiektywnie oceniać świat, iż umiem sobie wyobrazić, że wychowując takiego zwyrodnialca od małego w europejskiej kulturze otrzymalibyśmy cywilizowanego człowieka. Jednak nie zmienia to faktu, że wielki niesmak pozostaje. Pisząc to teraz, mam nadzieję, że jutro SiT bez żadnego problemu przyjmie moje zdjęcia, opisy i argumenty za zmianą pokoju. Ciekawi mnie ich nietęga mina, którą niechybnie będą mieli dowiadując się, kto u nich mieszka. Rasistą nie jestem, ale jednak mimo wszystko marzę o współlokatorach z Europy, szczególnie z Niemiec, albo Skandynawi. Zaś dla takich dzikusów nie powinno być absolutnie żadnej tolerancji. Niech wracają do dżungli i zjadają się nawzajem.

Ponieważ jak już wcześniej pisałem, niemalże każdą kłopotliwą sytuację, można wykorzystać, wierny tej zasadzie postanowiłem przy okazji wzbogacić słownictwo z języka angielskiego:

to vomit - to bring food or drink up from your stomach out through your mouth, because you are ill: I vomited up most of my dinner.

a vomit - food or other substances that come up from your stomach and through your mouth when you vomit

excrements - the solid waste material that you get rid of through your

to abominate - to hate something very much

an abomination - someone or something that is extremely offensive or unacceptable: Slavery was an abomination.

heinous - extremely bad: The food in the cafeteria is pretty heinous.

a stench - a very strong bad smell [= stink]: the stench of urine

to stink/stank/stunk - to have a strong and very unpleasant smell: It stinks in here!

dingy - dark, dirty, and in bad condition: a dingy room

sordid - very dirty and unpleasant [= squalid]: a sordid little room

mould - a soft green, grey, or black substance that grows on food which has been kept too long, and on objects that are in warm, wet air: The chemical was used to kill a mold that grows on peanuts.

to rot - to decay by a gradual natural process, or to make something do this: The trees were cut and left to rot.

putrid - dead animals, plants etc that are putrid are decaying and smell very bad: the putrid smells from the slaughterhouses

vermin - small animals, birds, and insects that are harmful because they destroy crops, spoil food, and spread disease: The beds were filthy and full of vermin.

a cockroach - a large black or brown insect that lives in dirty houses, especially if they are warm and there is food to eat

a louse (plural lice) - a small insect that lives on the hair or skin of people or animals

Postaram się częściej i krócej pisać. W następnych postach skupię się na Norwegii, którą jestem zachwycony.